środa, 14 września 2011

wesele, wesele i po weselu

I po weselu. O dziwo mogę powiedzieć, że udane choć bez płaczu się nie obyło. Nasza Pannica uwielbia być w centru uwagi, ot co ;)
Prezent został poskromiony, album udany, kartka wykonana, zapakowany został satysfakcjonująco. Ba. Nawet łabądki z ręczników całkiem nieźle się trzymały.







Krótka refleksja na temat wesela. Wesele z poprawinami to dobra rzecz. Jeszcze lepsza gdy poprawiny zaczynają się od samego rana wspólnym śniadaniem, meczem siatkówki i mszą świętą (wujek Młodej jest księdzem, więc dobrze mieć księdza między sobą :) ).
A z perspektywy chustomamy? W kościele kółkowa spisała się znakomicie. Na weselu i poprawinach w chwilach kryzysu wiązana ratowała sytuację. Podziwiam mamy, które radzą sobie bez ;)
Ale niestety, a może i stety na miniony weekend przypadły chyba już ostatnie dni lata. Trochę żal, ale cicho liczę, że jeszcze mamy szansę na naszą "złotą polską jesień".
A na jesień mam już pewne plany, m.in. zrobienie trochę przetworów. Już nawet ugotowałam buraki i będę je zaprawiać, ale o nich będzie później ;)
Dziś jeszcze będzie leniwie, jutro pewnie też, ale od piątku bierzemy się za "robotę". Czekają weki, no i wielkimi krokami zbliża się chrzest. To już tylko miesiąc, więc w piątek wyprawa po kartki i trzeba zabrać się za zaproszenia :)

piątek, 9 września 2011

czytelnia

Jutro wielki sprawdzian, bo wesele, ale dziś czas na relaks. Nie ma to jak odpowiednia książka. Zawsze brakło mi czasu na lekturę, ale niedawno zamówiłam paczuszkę z wydawnictwa mamania. I jestem zachwycona.
Moim łupem stały się 4 książki: Bobas lubi wybór i trzy książki z serii Rodzicielstwo bliskości: Śpimy z dzieckiem, Nosimy nasze dziecko, Poród bez granic. Wszystkie są tak dobrze napisane, że obiecuję coś o nich naskrobać jak porządnie do nich przysiądę. Przyznam wam, że są na tyle fajne, że mąż obiecał mi, że kupi pozostałe książki z serii ;)

środa, 7 września 2011

mama na weselu czyli nie mam w co się ubrać ;)

Jakiś czas temu poruszałam temat maminych ubiorów odnośnie naszego zaproszenia na ślub i wesele przyjaciół we wpisie "Słów kilka... o maminych ubraniach". Oczywiście teoria teorią, a praktyka praktyką. Odbyłam rajd po tzw. sieciówkach i nic, nic co by się nadawało nie mówiąc już, że nic nie wpisało się w mój gust. Z pomocą przyszły lumpeksy. O sukience przypomniałam sobie kilka dni temu. Wypatrzyłam ją jak kosztowała około 30 zł, ale stwierdziłam, że w sumie to trochę przy dużo, ale jeśli będzie w dzień wyprzedaży to za 4 zł mogę ją wziąć. I była. Więc grzechem byłoby nie wziąć. Soczyście czerwona sukienka ze srebrnymi cekinami pod biustem. 
Jedyna wada? Wiązana na szyi. Niestety moja sylwetka nie lubi się z tego typu dekoltami, więc sukienka została rzucona w kąt.
Ale 2 dni temu kiedy już z rozpaczy zaczęłam zjadać paznokcie przypomniałam sobie o niej. Wzięłam jedyną nitkę która miałam w domu- białą ;) i postanowiłam poeksperymentować. Kilka minut tańca igły i mam. Mam pomysł :) I co najważniejsze spełnia moje wymagania:


  • Łatwy dostęp do biustu, ale nic nie wypływa
  • Coś klasycznego a zarazem eleganckiego co nada się na inne okazje. Oczywiście bez zbędnych ozdób.
  • Elegancja i kobiecość.
  • Eksponuje to co chce pokazać i ukrywam z czego dumna nie jestem czyli szerokie ramiona, dość pokaźny biust, i dość wąskie biodra.


Dekolt został delikatnie zmniejszony, a ramiączka zamiast wiązanych stały się ramiączkami klasycznymi.
Od razu lepiej wygląda, prawda? Do tego czarne, albo srebrne dodatki- jeszcze się nie zdecydowałam, ale mam jeszcze czas (bagatela 3 dni ;) ), czarne czółenka do zmiany na czarne sandałki i... Nie mam bolerka! Ale jeszcze 3 dni. Jak przestanie padać to wypuszczę się do sklepu na poszukiwanie.
A teraz? Zabieram się za prezent ślubny. Właśnie powstaje piękny album. Mam nadzieję, że to nie będzie tylko moja subiektywna opinia ;)

wtorek, 6 września 2011

z pamiętnika alergika czyli AZS w moim wydaniu

I ja jestem w gronie "wybrańców" chorujących na AZS. Zauważyłam, że teraz bardzo często lekarze mówią mamom, że ich dzieci mają AZS. Ale czy to nie jest trochę tak jak z dysleksją? Jak tylko się "pojawiła" to na prawo i lewo wszyscy chodzili i machali zaświadczeniami. Kiedyś tego nie było. Kiedyś dostawało się tubeczkę maści i kazano unikać tego co uczula. Na jakiej podstawie stwierdzano co uczula? Objawowo. Zjadłam czekoladę, zaczęło swędzieć, czekolada w odstawkę, zjadłam pomarańcze, zaczęło swędzieć... i tak dalej.
Aż kiedyś zrobiono mi testy. One jako pierwsze podpowiedziały czego unikać. One wyjaśniły czemu po pomidorach mnie sypie, czemu ciągle mam alergię, która wiązała się z obecnym wszędzie kurczakiem.
Teraz znowu mam nawrót. Trochę męczący, bo taki, który zajął całe piersi. Ciężko mi z tym kiedy się karmi, kiedy ciągle jest ta wilgoć i kiedy nie można pozwolić sobie na naprawdę skuteczne, ale silne leki. Zostaje wapń, odstawienie alergenów (oj jaki to ból dla czekoladoholika i miłośnika włoskiej kuchni) i dużo cierpliwości. To taka mobilizacja na szukanie przepisów, które usatysfakcjonują mnie smakiem, ale nie uczulą.
Na szczęście kosmetycznie Ziaja trochę mnie ratuje. Prowadziła na rynek kosmetyki z serii MED. Moim hitem jest baza myjąca
źródło: http://www.ziaja.com/
ale dopiero testuję ich kosmetyki. Mam na oku jeszcze kilka innych produktów, ale są one dostępne tylko w wybranych aptekach a nigdy mi nie po drodze.
Kiedyś jeszcze używałam Pomady myjącej, takie mydło bez mydła, ale nie widziałam jej nigdzie.
A może wy macie jakieś sposoby na wysuszoną skórę?