poniedziałek, 30 kwietnia 2012

chorujemy

I matka zachłyśnięta pierwszymi słonecznymi dniami przeziębiła siebie, a następnie córkę.
A taka piękna pogoda i wszystko zaczyna kwitnąć i aż się chce wyjść z domu.
Ale garujemy.
Oby niedługo...

sobota, 28 kwietnia 2012

duuuża piaskownica

Ten tydzień był pełen wrażeń. W środę wizyta u Magdy i Kubusia, w czwartek spotkanie w Klubie Kangura i pożyczenie od Dominiki MT, w piątek byłyśmy z wizytą u Niny, Antosia i Malinki, a dziś... Dziś miałyśmy być w domu, ja miałam nadrobić kilkudniowe zaległości w sprzątaniu, ale zadzwoniła Karolina i w 30 minut spakowałyśmy się i siedziałyśmy w autobusie jadącym w stronę Zatoki. Swoją drogą wszyscy się dziwią, że tak szybko, ale skoro dziecko było w miarę najedzone... A ubranie i wrzucenie do chusty trwa chwilę...
Jakie to cudowne uczucie mieszkać tak blisko "wielkiej wody" i móc przechadzać się po plaży.Zawsze doceniałam ten fakt, ale... No właśnie. Zawsze było jakieś ALE. A to pogoda nie ta, a to daleko, a to samemu się nie chce, a przeważnie w grę wchodziły dwa z tych trzech czynników. Bo powiedzmy sobie szczerze, ale co to za frajda iść samemu? Ano żadna. Ale dziś mając doborowe towarzystwo Karoli i Majeczki Zatoka była nasza ;)
Do tego było to pierwsze spotkanie Łucji z piaskiem (wody na razie wolałam jej nie pokazywać- będę szczęście dawkować ;) ). Byłam zaskoczona jej reakcją. Przesypywała piasek z ręki do ręki, próbowała wylizać palce, opanowała obsługę łopatki, a tak tym wszystkim byłą zaaferowana, że ani ja ani jedzenie mogliśmy nie istnieć. Po 4 godzinach dopiero przyszła, trochę pojadła i pognała dalej się bawić. 





Wiosek z dnia dzisiejszego? Trzeba będzie wybierać się nad Zatokę co najmniej raz w tygodniu. Teraz będziemy miały z kim :)

czwartek, 26 kwietnia 2012

Dotyk- rezerwacja dla najbliższych


Widzę, że poprzedni post wywołał wielkie poruszenie. I głosy były różne. Większość wypowiadających się w mniejszej lub w większej mierze zgadzało się z moim zamysłem, choć zdaję sobie sprawę z tym, że nie zawsze potrafię dobrze opisać to, co mi chodzi po głowie. Ale były też komentarze, do których chciałam się odnieść w tym wpisie i zachęcić was do dalszej dyskusji.Komentarz Moniki na facebook’owym fanpage: miałam dziwne odczucia czytając ten wpis.. „łapska” babci brzmią tak jakby na dziecko czyhało niebezpieczeństwo zagrażające jego życiu… dla tej babci to radość móc popatrzeć i dotknąć maleństwo a nawet wrócić wspomieniami do swojej młodości i czasów bycia młodą mamą. A propos zarazków, co zrobić jak dziecko podrośnie i będzie dotykało wszystkiego i wszędzie nie patrząc na brud, smród czy cokolwiek innego? :) drogie mamy wyluzujcie troche pod tym względem!! „cudze dzieci” to Wasze dzieci, tak bardzo będą cudze dla innych ile na to pozwolicie.Komentarz Anonimowy pod wpisem:Przez półtora roku nigdy mi się nie przytrafiło, żeby ktoś dotykał/głaskał moją córkę, mimo, że ta jest bardzo otwarta na ludzi, zawsze się uśmiecha i sama wchodzi w interakcje z otoczeniem. Gdyby jednak tak się zdarzyło- myślę, że dzieci dotykają o wiele „gorsze” rzeczy i są narażone na bakterie nie tylko przez głaskanie przez obcych ludzi.Komentarz anonimowy pod wpisem:@Anno ja jednak myślę, że głaskanie czy inne zachowania, które powszechnie uznawanie są za życzliwe nie spowodują, że dziecko będzie zbyt ufne. Teraz, gdy dzieci sa małe mamy nad tym kontrolę, będzie czas że dzieci staną się bardziej niezależne, ale zanim do tego dojdzie jest czas na naukę podstawowych zasad bezpieczeństwa, jak i kultury osobistej. Jest granica między naruszeniem przestrzeni osobistej, a zachowaniami, które są pożądane, typu uprzejmość....Sporo z was chwyciło się tego co napisałam o higienie. Żeby nie było, nie jestem sterylna i moje dziecko też nie będzie. Bierze do buzi klucze, zdarza się polizac poręcz w windzie i tragedii z tego nie robię. Zarazków nie uniknę, a mając w domu psa cieszę się, że odpowiedni stopień odporności na bieżąco jest nabywany. Dodam, że jeszcze nie było wypadku z pleśniawkami w buzi mimo takich „akcji”.Ale chciałam, żeby sednem mojej wypowiedzi był dotyk. DOTYK, który jest formą intymności, czymś przeznaczonym dla nielicznych. Dlaczego obce osoby mają dotykać moje dziecko? Dlaczego mam jako matka pozwalać na takie zachowanie? Chyba naturalną reakcją jest ochrona.I wiem, że dotyk dotykowi nie jest równy. Ksiądz w kościele dziecko błogosławi znakiem Krzyża. Na taki dotyk się zgadzam. Kiedy w autobusie pani przytrzymuje malucha, żeby nie upadł to dobry dotyk- nie nachalny, ale chroniący. To dotyk na który nie można się gniewać a nawet jeśli nie było pytania wprost „czy można”, to jest to spojrzenie, rodzaj porozumienia. Więc jaki dotyk był tematem mojego wpisu? Nachalny, narzucający się, taki na który ja się nie godzę, gdyby ktoś spróbowałby mnie tak dotknąć. Głaskanie jest przeznaczone dla nas- najbliższych, całowanie też. To jest już sfera intymna, w którą ktoś próbuje wkroczyć i to bez pytania.A jaka jest dla was granica? Na co obcym pozwalacie w stosunku do siebie, a na co w stosunku do dziecka? Czy skoro nie przeszkadza wam pocałowanie w głowę czy dotknięcie polika czy na takie same głaskanie pozwolilibyście, gdyby to dotyczyło waszej osoby?Może jestem z typu tych mało wylewnych, ale nie pozwalam się głaskać wszystkim ;)

środa, 25 kwietnia 2012

zajęcia dla dzieci- musical babies

Jak już pisałam na roczek Lusia dostała książeczki. Fajna rzecz i jak cieszy :)
Do tego komplet do piaskownicy, maskotkę, trochę pieniędzy, a od moich Rodziców plac zabaw na lato na działce. Nie wiem czy większość rodziców też ma takie uczucie, ale ja owszem mam i stwierdzam- moje dziecko wszystko ma. Fakt- po czasie wychodzi czego nie miała, ale że bez tego dało się obejść to człowiek nie żałuje.
Po dłuższych przemyśleniach postanowiliśmy, że pieniądze przeznaczymy na jakieś zajęcia, które uspołecznią nasze Dziecko. Rodzina daleko, znajomych dzieciatych dopiero zdobywamy, więc na tym polu bywa ciężko. Rodzeństwa na razie nie planujemy, więc nie zostaje nic innego jak zajęcia zorganizowane pozwalające na taki kontakt z dziećmi w 4 oczy ;)
Dobrym sposobem jest wyszukanie Klubu Mam. Jest nawet ogólnopolska baza takich klubów i nawet mam jeden dość blisko, ale jest jeden problem- spotkania odbywają się tylko raz w tygodniu, trwają trochę ponad godzinę, ale akurat w tym czasie kiedy mamy basen w drugiej części miasta. Uroki? Możliwe. Pisałam do organizatorek, ale niestety innego terminu nie będzie, Pani zaganiana z miesięcznym dzieckiem i dwójką starszych nie daje rady (szkoda, że nie poprosi o pomoc...). Więc szukamy dalej.
Jeśli chodzi o zajęcia dla dzieci do 2 lat to przyznam- jest ciężko. W Gdańsku mimo, że miasto duże biednie w tej kwestii, w Gdyni są organizowane jedne takie zajęcia...
Wszystko co udało mi się wyszukać było w bazie czasdzieci.pl. Ale zawsze zalazło się "ale". A to daleko, a to godzina taka,że moje dziecko śpi, a sypia mało i chcę, żeby chociaż wtedy się zdrzemnęła.
W końcu wpadłam na stronę Musical Babies. Powiem bez bicia, że jak przeczytałam o tym to byłam mocno sceptyczna.  Bo jak przekonać mój roczny tajfun, żeby przez 40 minut się skupił? Przecież ani nie zaśpiewa ani nie powtórzy nic... Ale ciekawość była silniejsza.
Skontaktowałam się z Panią prowadzącą zajęcia w Trójmieście i eureka! Zajęcia są organizowane w klubie fitnes po drugiej stronie ulicy. Pani jest na oko w wieku mojej Mamy. Bardzo miła i sympatyczna.
Choć nie wiem czy Na Lusi większe zrobiła ona, kontakt z dziećmi czy też sama w której odbywają się zajęcia- sama z gigantycznym lustrem na całej ścianie. Przypuszczam, że gdyby ją samą zostawić w tej sali to równie świetnie by się bawiła.

wtorek, 24 kwietnia 2012

dotykanie CUDZYCH dzieci

Dawno już żadna Babcia nie próbowała mi zmacać dziecka, aż do dziś. Zapomniałam już jak to jest.
Polacy to dziwny naród. Nie dość, że mają głupi manierę dawania "złotych rad", to w pewnym wieku (na oko koło 60 roku życia) Babciom załącza się gen głaskania. Nie ważne czy dziecko leży, czy chodzi, śpi czy nie, jest w wózku, na nogach czy w chuście. I taka Babcia nie pomyśli, że przed chwilą grzebała w lumpeksie, albo wybierała ziemniaki na wagę, że ręce są brudne, a moje dziecko ma moje zarazki i wolałabym, żeby tak pozostało. Czy to tak trudno zrozumieć, że ów młody człowiek ma prawo do suwerenności i nietykalności (lubię te dwa słówka ;) moja historyca często ich używała;) ), a wyciągając do niego łapska to wszystko się zaburza i narusza?
Co wtedy robić? Następnym razem chyba zacznę krzyczeć, bo teraz po prostu widząc zbliżającą się rękę odwróciłam się plecami (swoją drogą przez noszenie w chuście taka ręka narusza też moją nietykalność), koleżanka planuje nauczyć dziecko gryźć, co też jest wyjściem i może nauczy czegoś takową Babcię... Ale co zrobić jak owa Babcia nachyli się nad wózkiem? Z nim nie tak łatwo uciec czy wymanewrować, a zanim podniesie się lament ręka wygłaszcze nam dziecko? Czy my- młode mamy, też będziemy takie za 30-40 lat?

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

zajęcia w terenie

O zajęciach będzie później. Chodzić raczej będziemy, bo dla samych luster warto ;)

światowy dzień książki

Dziś jest piękny dzień. W dobie komputeryzacji człowiek nie często sięga po swojego papierowego przyjaciela. Dlaczego? Są chyba różne powody. Przede wszystkim telefon z dostępem do internetu jest dużo szybszy, łatwiejszy, a jak jest ciemno to tez poświeci ;)
Musze przyznać, zaniedbałam moich przyjaciół i muszę to nadrobić. Koniecznie.
Mam kilka zaległych pozycji choćby "Bóg, kasa i rock'n'roll" panów Hołowni i Prokopa. I chodzi za mną ta chęć jak w piosence wykonywanej przez Jerzego Stuhra "czasami człowiek musi, inaczej się udusi".
Do tego dziś ze skrzynki książkę wygraną na dziecisawazne.pl- Narodziny bez przemocy. Mam ta książkę w formie zeszytowej z wyblakłymi do granic możliwości zdjęciami z lat 80. Inny przekład, równie dobry, ale teraz mam dodatkowo zdjęcia :)
A jak wygląda czytanie na co dzień? Jakiś czas temu postanowiłam zacząć czytać Lusi na dobranoc. Oczywiście książkę jaką wybrałam były "Opowieści z Narnii" Lewisa- Moja ukochana książka z nie mniej ukochaną bohaterką Łucją :) I mamy już za sobą "Starą szafę". Czy Mała dużo z tego rozumie? Raczej nie, ale takie czytanie pomaga nam się wyciszyć po kąpieli, a czasem nawet uśpić. Oczywiście dalej jest to tylko dodatek do kołysanek, ale działa :)
A czytelnictwo w ciągu dnia tez jest rozwinięte. Na roczek poprosiliśmy gości o przyniesienie książek. Był to strzał w dziesiątkę a najbardziej sprawdziły się "Obrazki dla maluchów" podarowane przez jedną z Babć. Krótkie książeczki, które się nigdy nie znudzą, bo po pierwsze są krótkie, po drugie w serii jest wiele tytułów. A kiedy jest czas na książeczki?
Zaraz po przebudzeniu, jeszcze w łóżku.
.
.
.
.
.
.
Dodatkowo informacja dla wielbicieli Mądrych książek. Dziś z okazji Światowego Dnia Książki wydawanictwo Mamania, które powoli zapełnia mają biblioteczkę o mądre książki dla mądrych rodziców tylko dziś wprowadziła promocję. Wszystkie tytuły aż 20% taniej! Przesyłka oczywiście gratis :)
Polecam serdecznie.

czwartek, 19 kwietnia 2012

o szczotkowaniu, dentyście i sprzęcie- MAM szczoteczki

Jak już pisałam moje dziecko w końcu dorobiło się zębów. Kilka dni przed pierwszymi urodzinami dorobiła się prawych górnych jedynki i dwójki. Uroczo wygląda moja mała zębuszka jak się śmieje. Ale nie o tym miało być.
Zdecydowaliśmy, że dziecię nasze będzie przyzwyczajane do widoku dentysty od samego początku. Kiedyś było to mocno zaniedbywane i świadomość była dużo mniejsza. Wprawdzie ja mlecznych zębów nie miałam dziurawych w przeciwieństwie do siostry która za całą trójkę nadrobiła próchnicą butelkową, ale moja pierwsza wizyta odbyła się w zerówce (jako najstarsza w grupie miałam 7 lat) i inne dzieci miały ząbki lakowane ja się dowiedziałam, że wszystkie szóstki mają dziurki. Później kolejne zaniedbania i w wieku 9 pozbyłam się już jednej. Zdecydowanie nie chciałam, żeby Mała tak kojarzyła dentystę i panicznie się go bała jak ja. Mąż pracując z ludźmi różnymi ma kontakt. I pewnego razu pojawiła się u niego pani która zajmowała się stomatologią dziecięcą. Było to zanim jeszcze pomyślałam o ząbkowaniu, ale nazwa gabinetu została w pamięci. Kiedy zaczęliśmy się mierzyć z wizytą wystarczyło odszukać ją i się umówić.
Można iść do zwykłego gabinetu, ale Lusia przyjmuje ostatnio ciężko nowe miejsca, a chodziło o takie, które będzie się różnić od zwykłego gabinetu (, bo mimo, że nasz pediatra jest cudowny, to reaguje na niego panicznym płaczem). I powiem Wam, że się nie zawiodłam.
Gabinet nosi nazwę WIEWIÓR-KA
*


Mieści się w Gdańsku przy alei Hallera, ale w planie jest otworzenie kilku innych gabinetów. 
*


Jest to naprawdę miejsce przyjazne dzieciom. 
*
Kolorowe pomieszczenia w poczekalni zabawki i kolorowanki, a w ubikacji przewijak i stopień dla dzieci, żeby mogły umyć ręce.
Panie bardzo miłe.
Etap pierwszy? Ankieta. Trochę mnie zaskoczyła mnogość pytań: choroby w ciąży, choroby dziecka, nawyki żywieniowe. Nie na wszystkie pytania potrafiłam odpowiedzieć ;)
Po wypełnieniu trafiliśmy do kolorowego gabinetu. ale nie zwykle kolorowego. Kolorowe ściany, mozajki, lustra, obrazki, pluszaki,  ba nawet fotel i sprzęt dentystyczny był kolorowy. gabinety nie miały numerków, a były nazwane kolorami: różowy, zielony, niebieski...
*
*



Byłam w szoku, że tak zimne i źle kojarzące się miejsce (oczywiście mnie a nie dziecku ;) ) może być tak zachęcające i przyjazne.
Pani była bardzo miła. Będąc dorosłym byłabym zirytowana, ale wrzuciłam na luz i na tą chwilę postanowiłam się poczuć jak moje dziecko ;) w końcu ono uwielbia Teletubisie, a ja nie ;)
Płacz był tylko chwilę, bo tak małe dzieci rodzice kładą sobie na kolanach, a moje dziecko nigdy nie lubiło leżeć, ale trwało to może 3 minuty. Dzięki masie odwracaczy uwagi jak nigdy uspokojenie zajęło tylko chwilę.
Mąż chodził z małą po gabinecie a ja słuchałam. Pani potraktowała nas trochę schematycznie, bo mówiła, że dziecko musi już używać zębów, można dawać skórki od chleba, jabłka, a moje dziecko przecież je normalnie, choćby na ten przykład dziś "biegała" z jabłkiem i obgryzała je dookoła (oczywiście jabłko umyte, ale ze skórką), a na obiad wszamała kiszonego ogórka (ten niepokrojony w plastry był smaczniejszy), ale doceniam to, że słoiczkowym dzieciom zwraca uwagę na funkcjonalność zębów ;) Zastaliśmy pochwaleni, że mała pije wodę, ale Pani miała przedpotopowe podejście do karmienia piersią, czyli, że to już nie jedzenie i picie a potrzeba bliskości, że trzeba odstawić i wprowadzić mieszanki (wtf?!). Tym trochę do siebie zraziła, ale oczywiście zrobię jak zwykle, czyli na kolejnej wizycie na każde pytanie będę odpowiadała "tak oczywiście" i kiwała głową z szerokim uśmiechem :p
O paście dowiedziałam się tyle, że to zależy od preferencji dziecka. Oni nic nie narzucają. do tego po nałożeniu tej mikroskopijnej ilości na szczoteczkę najlepiej spienić ją palcem i myć taką pianą- już sprawdziłam i faktycznie mniej pasty można nałożyć.
Za to Pani obejrzała dokładnie nasze szczoteczki. Wzięłam nasze testowe MAM Learn To Brush Set

źródło: http://www.mambaby.com/

Pani powiedziała, że pierwszy raz takie cuda widzi ;)
Ale mam w końcu opinię specjalisty.
Ja byłam święcie przekonana, że wersja z długą rączką jest lepsza, bo włosie bardziej miękkie, różnej długości... a tu nic bardziej mylnego.
Pani powiedziała, że szczoteczki mają odpowiednie główki i gęsto osadzone włoski (porównywałam z innymi i w innych są one rzadsze), ale szczoteczka powinna mieć średnie włosie, a nie miękkie i wszystkie włoski powinny być równe. A te warunki spełnia niestety tylko MAM First Brush. A Szkoda, bo długa rączka jest naprawdę super sprawą kiedy dziecko upiera się, że chce koniecznie trzymać w ręku szczoteczkę. Tylko zachodzę w głowę na co to plastikowe coś do tej szczoteczki ;) Tu prośba do MAM. Możecie zrobić taką długą szczoteczkę ale z włosiem jak w tek krótkiej? ;)
Pani jeszcze poinstruowała nas jak myć zęby (wymiatać), żeby myć co najmniej 2 razy dziennie, a najlepiej po każdym posiłku- chyba pani nie miała takiego dziecka jak moje ;)
Pytała jeszcze o słodycze, to powiedzieliśmy, że okazjonalnie i tu usłyszałam coś czego się nie spodziewałam, że to przecież nie zbrodnia, lepiej raz a dobrze (czyt. nie podjadać), ale za to dobrze po tym umyć zęby. W sumie podejście bardzo zdrowe ;) No i ostrzegła przed oklejającymi zęby przegryzkami typu Flipsy. Wprawdzie Lusia je chrupki kukurydziane ale nigdy słodkie. Ograniczyć nie ograniczę, ale zwrócę uwagę na dokładnie wymycie tego przyklejonego czegoś ;)
Na pożegnanie Lusia dostała balonika i naklejkę dzielnego pacjenta i tak zakończyła się pierwsza wizyta.
Reasumując. Pomimo uwag dietetycznych (podejście papkowe i uprzedzenie do piersi) to wizyta całkiem pozytywna :)


______________________________
* zdjęcia pochodzą ze strony http://www.wiewior-ka.pl/index.php

sobota, 14 kwietnia 2012

ROK

Moja córka godzinę temu skończyła rok.
Rok z naszego życia minął jak jeden dzień. Już nie pamiętam jak była malutka, jak leżała spokojnie na plecach, jak spokojnie mogłam zmienić pieluchę nie biegając za nią ;) Jaką to człowiek ma krótką pamięć ;)
O tym wszystkim przypominają tylko zdjęcia.
A moje dziecko?
Stawia nieśmiało pierwsze kroki przy szafkach i przy nodze, ma 6 ząbków, uwielbia gonić psa z jego zabawką w ręku, nauczyło się schodzić z łóżka, które jest wprawdzie niskie, ale sobie radzi, ostatnio ma problemy z nowymi osobami i reaguje płaczem, ale jak się rozkręci to nie ma mocnych ;)
Do tego jest wielkim smakoszem, uwielbia pić wodę i mleko mamy.
Łucja ma już rok.