Tak było w Toruniu

Obiecana i bardzo spóźniona relacja z toruńskiego wyjazdu.

Tak naprawdę 3 dni minęły nam bardzo szybko i intensywnie.

Pierwszego dnia przyjazd, długi spacer z dworca na Jakubskie Przedmieście (jakieś 3,5 km), oczywiście wszystko pokonane na małych dziecięcych nóżkach.

Drugiego fantastyczne odkrycie. Piękny plac zabaw w parku na Bydgoskim Przedmieściu. Dziecko zakochało się od wejścia i z trudem dało się przekonać po 4 godzinach, że wypadałoby już wrócić.

Technicznie rzecz biorąc były to dwa place. Jeden na górce, dla starszych dzieci, na którym moje nie ustępowało kroku 4-6 latkom. Składał się właściwie z samych zjeżdżalni. i to jakich! Sami zobaczcie.

Koleżanka Łucji, która nauczyła ją wchodzić na górę ślizgawką ;)

 Drugi przeznaczony dla maluchów- z huśtawkami z zabezpieczeniem, których bardzo mi brakowało kiedy przyjeżdżałam z roczną Lusią, niską zjeżdżalnią, skoczkami i piaskownicą, która, zwróćcie uwagę, na środku ma stół do robienia babek :D

Plac był taką atrakcją, że gdyby nie pogoda to i trzeci dzień spędziłybyśmy na nim. Niestety przelotne opady deszczu pokrzyżowały nam plany. Postanowiłyśmy pojechać do mini aquaparku. Niestety po wizytach w sopockim aquaparku moje wymagania były wysokie i toruński basen ich nie spełnił. Nadaje się on do nauki pływania dla małych dzieci i do pływania rekreacyjnego dla młodzieży i dorosłych. Brak atrakcji dla dzieci przedszkolnych- choćby płytszy basem są dużym minusem. Niestety skazane byłyśmy na komunikację miejską i wyjazd do bardziej rozbudowanego obiektu w Nieszawce nie wchodził w grę.

Czwartego dnia spakowałyśmy się z dziadkami do samochodu i wyjechałyśmy na weekend na wieś, ale o tym w kolejnym poście.