O tak. Mogłabym o tym pisać bez końca. Coś czego braknie i do czego się tęskni i nie chodzi tu nawet o mój własny sen utracony, bo liczyłam się z tym kiedy postanowiliśmy zostać rodzicami, ale o sen dziecięcy.
Wczoraj od 9 do 22.30 bez przerwy Lusia była na nogach. Ba. Nawet się na chwilę nie zawiesiła... Dziś od 8 z przerwa 10 minutowa, kiedy to dziecko zamknęło oczy na chwilę siedząc na plecach w MT, kiedy już dochodziłam do domu a otworzyło kiedy odłożyłam je na łóżko... Dziś niestety wersja cięższa, bo od pobudki były piski, stęki, krzyki, ale oczywiście bez opcji położenia się. Tulenie, głaskanie, wspólne zaleganie łóżku nic nie dało. Dziecię zasnęło po 20 nie bez protestów "nie; tam".
I to jest co raz częstsze, mnie już brakuje sił, z czasem cierpliwości i zwykłego czasu dla siebie choćby, żeby pomalować sobie paznokcie czy sięgnąć do notatek czy projektów...
A wieczorem? Nie mam siły już myśleć. Z trudem brnę przez 3 strony (na 60 a to tylko z jednych zajęć...) lub po prostu usypiam przy usypianiu. Muszę sobie jakoś inaczej organizować dzień.
...
...
...
Przypominam o urodzinowym candy.
Coś dla ciała, ducha i latorośli :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz