piątek, 5 sierpnia 2011

wakacje i wyższy level w rozwoju

Właśnie wróciliśmy. Wielkie tournée po Kujawach. Mieszka się daleko więc przy okazji nieczęsto trafiającego się urlopu ślubnego trzeba nawiedzić rodzinę. Od kiedy jest z nami Dziecię dziadkowie (a nasi rodzice) bardziej się tych odwiedzin domagają, bo "Ona się tak szybko zmienia".
Wyjechaliśmy znad Zatoki i co? Deszcz. Przez całą wizytę u moich rodziców padało. Trochę się wypogodziło jak byliśmy u mamy ślubnego, ale bez szału.
Pogoda natomiast nie przeszkodziła naszej Królewnie do zrobienia postępów. Pierwszym było odkrycie krzyku. Mała pokochała krzyczeć. Ze złości, z zadowolenia, na siku, na jedzenie, na wszystko. I gdzie ten piękny bezzębny uśmiech przy porannym wstawaniu? Nieee mmma. A co jest? Za to świdrujący w uszach pisk.
Kolejną umiejętnością stało się podnoszenie. Nie przekręca się z boku na bok, nie przeturla się z brzucha na plecki i na odwrót, ale za to chwyta za palce i siada. Przerażające, ale nic na to nie poradzę ;)
Ach. I jeszcze jedno. Okazało się, że mamy w domu telemaniaczkę :)
Przez tyle czasu nie mieliśmy telewizora i przyjdzie nam go kiedyś kupić ;)
U rodzinki było miło, ale się skończyło.
Bilans? Odwiedziny Stryja z rodziną- Młoda dostała wielkiego misia :) Szalona sesja z Bunią (moją mamą), a w czasie pobytu u Babci (ślubnego mamy) Mała odwiedziła zamek w Golubiu-Dobrzyniu i sanktuarium w Oborach. Niestety z Obór zdjęć nie ma. Byliśmy za bardzo rozproszeni, bo nasi znajomi z pielgrzymki zatrzymali się tam na obiad. Miło było zobaczyć przyjazne twarze, pożartować, powspominać. Przyznam się, że ślubny zaproponował w przyszłym roku krótką trasę- Dobrzyń nad Drwęcą- Płock, bo na tym odcinku noclegi są w domach i kilometrowo to nie jest jakoś dużo. Gdybym ja wyszła z taką propozycją to pewnie nie wyszło by, ale skoro to jest "pomysł" to musi się udać ;)

Miś od Stryja Piotra i Cioć Małgosi, Agnieszki i  Moniki
Szaleństwo Buni- Lucia w biedronkowej wersji
Biedroneczka
W zamku Golubskim
W zamku Golubskim
Nasza Żabka u Babci

I jeszcze chustowanie. Dzięki chuście swobodnie poruszałyśmy się po zamkowych salach, a moja kochana mama uszyła mi kółkową, która okazała się być nieocenioną w drodze powrotnej- bez problemu mogłyśmy pochodzić na dworze a nie siedzieć w samochodzie, a samo założenie trwało kilka sekund. Musimy się jeszcze nauczyć dociągać, ale jestem bardzo zadowolona.

2 komentarze:

  1. Jaka śliczna dziewczynka :) a rośnie jak na drożdżach. Niestety takie życie co dobre szybko się kończy eh ;(.

    OdpowiedzUsuń
  2. na szczeście ślubny ma jeszcze kilka dni wolnego, więc poodpoczywamy, ale już na miejscu :)

    OdpowiedzUsuń