środa, 23 maja 2012

jak na wakacje to tylko.... POCIĄGIEM

A właśnie, że tak. PKP najlepszym przyjacielem Matki i Dziecka. Wiem, że wiele osób narzeka a to na opóźnienia, a to na tragiczne warunki, ale ja jestem albo szczęściarą, albo mam tak małe wymagania ;)
Do Rodziców do Torunia jechałam z Lutką pociągiem. I nie jakimś wypasionym Intercity czy TLK, ale najzwyklejszymi osobówkami Przewozów Regionalnych. Czemu tak? Ano temu, że w osobowym jest miejsce na przespacerowanie się i nadal ma się swój bagaż na oku i nie czarujmy, ale w grę wchodzi też atrakcyjna cena i czas przejazdu, a tu wszystko przemawia za pociągiem osobowym, który o dziwo jedzie tyle samo lub niewiele dłużej co pociąg pospieszny. A cena? Bez zniżek TLK to koszt 46 zł. Osobowy to 30 zł lub 28 zł (w zależności czy jedzie się przez Bydgoszcz czy przez Malbork), a po przyznaniu jakichś tajemniczych zniżek zapłaciłam przez Malbork niespełna 20 zł, a przez Bydgoszcz 22 zł. Przesiadka może wydać się męcząca, ale kto choć raz jechał przez Bydgoszcz wie, że mniej czasu zajmie zmienienie pociągu niż lokomotywy ;) No i osobowy zawiezie mnie na drugą stronę mostu oszczędzając mi wątpliwą przyjemność stania w kilometrowym korku, który ani myśli ruszyć się choćby o kilka metrów w rozgrzanym i wypełnionym po brzegi autobusie linii 22 ;) Dzięki temu spacerkiem do rodziców miałam raptem 10 minut drogi do dworca Wschodniego.
Kiedy nie ma się samochodu i dziecko nie jest zwyczaje do podróży w foteliku, kiedy dziecko jest już jak perpetum mobile i koniecznie musi się pokręcić, poskakać, pochodzić, czworakować ect. i w żadnym wypadku nie chce zasnąć w ciągu dnia nie mówiąc już o zezwoleniu na zniewolenie na czas dłuższy niż 30 minut, pociąg jest wspaniałym wyjściem.
Nasza podróż przebiegła bez większych sensacji. Nie licząc tego, że kiedy weszłyśmy do pociągu Młoda dostała takiej głupawki, że przez 40 minut skakała, a jak padła to na śpiocha musiałam z nią wysiadać z pociągu. Na szczęście zawsze ktoś miły pomógł z bagażem (tu nieoceniona okazała się być moja torba na kółkach), bo dziecko rzecz jasna w chuście zawsze było przy mnie.
Oczywiście zdjęć narobiłam dopiero w drodze powrotnej, bo jakoś wcześniej się nie złożyło, ale za to ilością nadrobiłam.



















I kiedy tak siedziałam przyklejona do szyby i napawałam się widokami stwierdziłam, że Polska to jednak piękny kraj ;)
Ps. Jak się dobrze przypatrzycie na ostatnich zdjęciach dostrzeżecie farmę wiatraków. Chyba największa jaką widziałam a znajdowała się w okolicach Pelplina.

6 komentarzy:

  1. Chyba bym się bała... Niby kusi mnie Kołobrzeg latem, ale dla nas to przez całą Polskę wyprawa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie odległość ma znaczenie, ale skoro ja sobie poradziłam jadąc 200 km to czemu jadąc z kimś do pomocy (czy to ojciec dzieciom, babcia, dziadek czy koleżanka) miałoby się nie dać? ;)
    Pociąg daje tyle możliwości na znalezienie jakiegoś twórczego zajęcia, że to się w głowie nie mieści ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie uświadomiłam sobie, że wieki całe pociągiem nie jechałam... A moje dzieci nie jechały nim nigdy w życiu ;-) Ale u nas już pociągi nie kursują... Można spotkać tylko szynobusy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Szynobusem jechałam z Malborka do Torunia ;) przez totalną dzicz.

    OdpowiedzUsuń
  5. No pewnie, że Polska to piękny kraj.
    Jejku, jak ja dawno nie jechałam pociągiem a na serio lubię tak podróżować.

    OdpowiedzUsuń
  6. My pociągiem czasem do dziadków jeździmy, ale to podróż nieco ponad pół godziny trwa ;)
    A na wakacje może się wybierzemy do... Gdańska! Ale to raczej samolotem :)

    OdpowiedzUsuń