czwartek, 10 listopada 2011

miłość do ciuchlandów

Już dawno chciałam napisać o wielkim i rozbuchanym uczuciu, jakim darzę lumpeksy. Bo kogo w tych czasach stać, żeby ubierać się od początku do końca w markowych sklepach? Mnie nie ;) Tym bardziej, że zarobkowo pracuje tylko mąż.
Czasem słyszę, że ktoś nie umie szukać, nie umie wyłapać perełek, ale zasada jest jedna: nigdy się nie nastawiaj. Przerabiałam to setki razy, kiedy szukałam stroju na specjalne okazje. Albo gdy Młoda wyrastała z jednego rozmiaru( choćby teraz potrzebujemy ubrań 74/80, a wszędzie są ubrania dla maluchów). Jak się nastawisz to umarł w butach- nie będzie nic.
Moimi zdobyczami, które najbardziej cieszą to: sukienka którą miałam na ślubie Adasia, spódnice, którą założyłam na chrzest Młodej, strój kąpielowy freya(,który trzymam licząc, że kiedyś w niego wejdę ;) ) i dziecięce zdobycze: 3 otulaczki dla noworodka( wprawdzie Młoda już była na nie za duża, ale jak mogłam nie brać jak były po złotówce ;) ), zabawki edukacyjne( książeczki z materiału, zabawki od mat edukacyjnych), getry które Młoda ma zakładane jak ocieplacze na nóżki, 
masa ubranek i obecny hit w moim domu, który znalazła moja mama: mata- koło angielskiej firmy GALT.
Najciekawsze rzeczy znalazłam kiedy wchodziłam "przy okazji".
Dlatego polecam :) Grunt to nie szukać niczego konkretnego :)

1 komentarz: